X

Bouldering w rejonie Silvretta 2013

Bouldering latem? Większość odpowie Magic Wood, ba większość tam pojedzie. Nie należy jednak postępować według określonych standardów. My na pytanie, dokąd jedziemy latem, odpowiadaliśmy – Silvretta. Wiele osób patrzyło na nas ze zdziwieniem, dopiero krótkie naprowadzenie: góry, okolice Insbrucka, Memento, Anam Cara powodowały, że coś tam świtało na temat celu naszej podróży. No cóż, Silvretta nie należy w Polsce do znanych rejonów.

W tamtym roku Silvrette odwiedziła mocna ekipa: Sylwia Buczek, Maciek Kalita, Paweł Jelonek, Michał Ginszt oraz Paweł Pietrzak. Kilka dni spędzonych w tym alpejskim rejonie zachęciła Sylwię i Kaliciaka do powrotu w tym roku. W celu sprostowania można rzecz: powrotu dwukrotnego, Kaliciak w końcu organizował w Silvretcie dwa turnusy. Uczestnicy pierwszego turnusu: Sylwia, Kaliciak, Dawid Herman oraz piszący te słowa -Maciek Smolnik, do Austrii wyjechali w dobrej formie z niezwykle pozytywnym nastawieniem. Podróż minęła bez większych problemów, wypak i przepak rzeczy w nowym miejscu zamieszkania, szybka przekąska i po chwili mimo 2 godzin snu w ostatnich 24h gnamy z crashami pod skały. Gnamy to duże słowo, bardzo duże, po jakiś 30min konkretnie zmęczeni dochodzimy do pierwszego sektora, dzisiaj wyżej nie idziemy. Gdy tylko zobaczyliśmy skały na zmęczonych twarzach pojawił się uśmiech, który każdemu z nas towarzyszył przez większość wyjazdu. Szybka rozgrzewka na łatwiejszych boulderkach i uderzamy na Niviuka 8A. Do końca dnia udaje nam się porobić wszystkie ruchy, raz Kaliciak spada po trudnościach. Zmęczenie powoli przeważa, udajemy się więc w stronę auta. Schodząc w dół, zauważamy parking, na którym stoją samochody, okazuje się, że lokalne wyciągi narciarskie (bouldery znajdują się pomiędzy trasami narciarskimi), idąc na rękę turystom, otworzyły parking przy jednej z górnych stacji narciarskich. W następnych dniach parking stanie się naszym nowym domem, który znacznie skróci podejście w skały.

Z każdym dniem podejście w skałkę kosztuje nas mniej wysiłku, odkrywamy nowe sektory i patentujemy kolejne bouldery. Pogoda idealna, codziennie budzi nas słońce, spać nie pozwalają nam także dzwoneczki pasących się w pobliżu namiotu krów, popołudniami przychodzą chmury z których czasami spadnie 5-cio minutowy deszcz, robi się chłodniej i można się wspinać. Samo wspinanie w Silvrettcie nie zachwyca doświadczonego wspinacza, rejon nadrabia jednak świetnym klimatem, widokami oraz wszechobecnym spokojem. Bouldery są bardzo panelowe, dominują krawądki, ciężko znaleźć odciągi lub podchwyty, o oblakach można praktycznie zapomnieć. Na wspinanie najbardziej przekłada się Campus i trening siłowy na panelu – można więc powiedzieć, że idealnie dla nas J Dzięki temu w ciągu pierwszego tygodnia każdy z nas uzbierał ciekawy zestaw przejść, a boulderki nie sprawiły nam większego problemu. Grupowo przechodzimy liczne bouldery m.in.: Niviuk 8A, Zwiederwurzn 8A, 2nd Skin 7C , Atomblitz 7B+.

W drugim tygodniu pogoda się pogarsza, turysta spędzający tydzień nad morzem mówiłby jednak o polepszeniu pogody. Chmur coraz mniej, temperatura wzrasta i w skały nie musimy już brać bluz, na opad się także nie zanosi. Każdy z nas powoli wkręca się w swoje projekty, dni zaczynają się więc od planowania przystanków: Kaliciak nastawia się na Skiroute Project 8B , Sylwia mocno ciśnie Shining 8A , Hermano wstawia się we wszystko J natomiast Smoła, czując słabość na krawądkach spowodowaną małą objętością treningu na campusie, skupia się na wytrzymałościowej Pretty Bellinda 8A. Szybko poznajemy więc każdy zakamarek Silvretty, a podejścia i poruszanie się między poszczególnymi skałami stają się dla nas normalnością. Do Silvretty przybywa także słynny wspinacz z Jersey – Kadej , któremu towarzyszy Mikos. Towarzystwo dolnośląskiej pary oraz poznanego na miejscu Andiego wprowadza atmosferę wyjazdu na wyższy poziom. W skałach idzie coraz lepiej, kolejne bouldery padają, patenty stają się optymalne – brakuje jednak ostatecznej finalizacji projektów. Motorem napędowym jest jednak zbliżający się termin powrotu do Polski. W przedostatni dzień Kaliciak dwa razy spada po trudnościach Skirouta 8B, Sylwia przechodzi Shininga 8A, czym znacznie poprawia sobie humor oraz ułatwia nam planowania ostatniego dnia wspinaczkowego. Hermano jest bliski zrobienia Galactica 8A , Smoła natomiast restuje, licząc na magię ostatniego dnia. Magia zadziałała, już w pierwszej próbie dnia Maciek Smolnik przechodzi trawers- Pretty Belinda 8A , zbieramy manatki i uderzamy do najwyżej położonego sektora Outlands. Kaliciak na rozgrzewkę robi trudności Skiroute Project 8B. W kolejnej wstawce raz ponownie przechodzi trudności, gdy do topu pozostaje tylko 6-cio metrowy highball wyceniony za ok 7B pojawiają się trudności z wytrzymałością. Wcześniejszego dnia Maciek dwa razy spadł w miejscu ,w którym się już nie spada. Tym razem widać, że jest walka, wysokości nie sprawia problemu, w końcu spotuje najlepszy z najlepszych – Kadej , mimo wszystko ruchy są płynne, zostaje top out i do kajetu wpisać można kolejne 8B. Kilka słów od Maćka na temat linii:

Na Skiroute Project spędziłem w sumie 5 dni, ale tylko przez 3 próbowałem dobrym patentem. Juz od pierwszego dnia spadałem „po trudnościach” tj. po miejscu, w którym zaczyna się wersja ze stania wyceniana za 7B. Linia na pewno pretenduje do jednej z najładniejszych, jakie kiedykolwiek pokonałem. Posiada wszystko, czego można oczekiwać od pięknego boulderu. Skiroute jest siłowy, wysoki i niezwykle logiczny a to, że idąc w ciągu można jeszcze spaść u samej góry ,dodaje tylko smaczku. Wspaniała wspinaczka…

W międzyczasie Dawid Herman w samotnej walce przechodzi Galactica 8A. Wszystko poszło sprawnie, każdy zadowolony, szybko meldujemy się więc na parkingu, przekąska, pakowanie i lecimy w stronę Polski. Silvretta jest rejonem wyjątkowym, ciężko było więc nam opuszczać to miejsce.

Maciek Smolnik

autor relacji i zdjęć

Ciekawsze przejścia:

Maciek Kalita:
– Skiroute Project 8B
– Shining 8A
– Niviuk 8A
– Sunshine Reaggy 8A
– Sunshine Reaggy Ext 8A

Maciek Smolnik
– Pretty Belinda 8A
– Niviuk 8A
– Zwiederwurzn 8A
– 2nd Skin 7C FL
– Atomblitz 7B+ FL

ten post był modyfikowany 9 kwietnia 2020 16:37

Maciek Kalita: Swoją przygodę ze wspinaniem zacząłem ponad 9 lat temu dzięki mojej starszej siostrze, która pierwszy raz zabrała mnie na tarnowską, oldschoolową wspinaczkową mordownię – Tarnovię. Ania (moja siostra) imponowała mi swoimi licznymi sukcesami na zawodach, wspinaczkowymi wyjazdami i za wszelką cenę chciałem być taki jak ona, co zaowocowało szybkim progresem. Początkowo jako pole swojego rozwoju obrałem „czasówki”, czyli pokonywanie sztucznej ściany wspinaczkowej na czas. Wielokrotnie stawałem na najwyższym stopniu podium najważniejszych polskich zawodów. Największym osiągnięciem w moim życiu na zawodowej arenie było zdobycie 3-ego miejsca na Mistrzostwach Europy – właśnie w czasówkach. Obecnie nie lubię wspominać o tym, że kiedyś wspinałem się na czas, teraz inaczej podchodzę do wspinania, bardziej dojrzale i z odpowiednim szacunkiem, jednak wiem, że ten okres był mi potrzebny. Dzięki czasówkom moimi atutami są dynamika oraz siła kontaktowa, co niezwykle przydaje się w boulderingu. Tak bouldering… to on jest moją miłością, to on spędza sen z moich oczu. Mimo iż po moim czasówkowym epizodzie długo wspinałem się również z liną, to nigdy nie poczułem do sznurka tej miłości co do crashpada. Wszystko zaczęło się około 3.5 roku temu, gdy mój przyjaciel Mateusz Leegas zaproponował mi wspólny wyjazd w wakacje do szwajcarskiego spotu bulderowego – Magic Woods. Wcześniej spędziłem tylko parę dni w hiszpańskim Albarracin oraz dwa tygodnie w wątpliwej urody czeskim Petrohradzie, więc planowane pięć tygodni w magicznym lesie było spełnieniem marzeń. Szybko podnosiłem swój poziom i pokonywałem w krótkim czasie trudne realizacje. Szybko uporałem się między innymi z : - Octopussy 8A - Astronautenfieber 8A - Never ending story 8A Zawsze uważałem barierę 8A jako ciężką do pokonania i wymagającą dużo pracy. Byłem zdziwiony tym jak stosunkowo łatwo przychodziło mi pokonywanie takich trudności. Od tego momentu cały wolny czas przeznaczam na boulderowe wyjazdy. Dzięki czemu rozwijam się i podnoszę swój poziom. Najważniejszym sezonem w moim życiu był sezon 2011. Wtedy to pokonałem blisko 20 boulderów od 8A wzwyż. Ogromną zasługą tego stanu rzeczy był wyjazd do RPA, do jednego z najbardziej popularnych rejonów wspinaczkowych – Rocklands. W afrykańskim piaskowcu rozwinąłem skrzydła, wspinałem się bardzo dużo. Ciężko było decydować o dniach odpoczynkowych, bo lista problemów „must do” była nieskończona. W pocie czoła udało mi się pokonać problem, który znajdował się na samym szczycie tej listy – The Vice. Fakty, że miała to być moja pierwsza 8B w życiu oraz niezwykły charakter boulderu – jego ogromna ilość przechwytów – sprawiły, że psychicznie ciężko było mi rozprawić się z tym mega klasykiem. Dodatkowo widziałem starania Joe’a Kindera, który wciąż był zrzucany przez niewdzięcznego Vice’a i za nic nie mógł znaleźć na niego sposobu. Do dzisiaj pamiętam szczęście jakie mnie ogarnęło, gdy złapałem się topowej klamy! Tego uczucia nie da się do niczego porównać! Właśnie dlatego kocham to, co robię!

Ta strona używa cookies