X

Marx Engels 2013

Termin wyjazdu do Tadżykistanu miał miejsce 22 lipca, ostateczny powrót do Polski nastąpił 16 sierpnia, z czego pobyt w górach trwał 17 dni. Skład wyprawy Aleksander Kosicki, Tomasz Kosicki (KW Warszawa), Arek Pawłowski (KW Warszawa).

Cel wyprawy – szczyt Karola Marks’a

Cel wyprawy Wyjazd miał na celu wejście na szczyt Karola Marksa oraz eksplorację pobliskiego terenu. Głównego celu niestety nie udało się zrealizować. Z kolei część eksploracyjną można uznać za udaną. Podczas wyprawy dobrze rozpoznaliśmy obszar kilku dolin, zarówno pod szczytem K. Marksa, jak również Piku Tadżykistan i Leningrad. Szczyt Karola Marksa 6723 m n.p.m. to najwyższa góra wschodniego pasma Gór Sachadryjskich w południowo-zachodnim Pamirze. Pod względem wysokości plasuje się on na szóstym miejscu tego regionu górskiego. Pierwsze udokumentowane wejście miało miejsce 6 września 1946 r., dokonała tego ekspedycja radziecka pod przewodnictwem Jewgienija Beleckiego.

Droga do bazy Z Warszawy do stolicy Tadżykistanu (Duszanbe) przebyliśmy samolotem. Następnie wynajętym jeepem, po prawie 20-godzinnej podróży, dotarliśmy do Khorog – stolicy Górsko-badachszańskiego Okręgu Autonomicznego. Stamtąd ruszyliśmy w dalszą drogę wzdłuż rzeki Pandż do Nishgar, wioski, z której planowaliśmy ruszyć w góry. Kiedy wieczorem 24 lipca dotarliśmy na miejsce, musieliśmy zmienić nasz pierwotny plan, który zakładał dotarcie pod górę Doliną Nishgar. Droga, którą planowaliśmy podejście, jak dowiedzieliśmy się z relacji miejscowych, była niedostępna. W związku z tym zdecydowaliśmy się podjąć akcję z sąsiedniej doliny, do której ścieżkę wskazali nam tubylcy. Wynajęliśmy dwa osiołki do pomocy przy wnoszeniu bagaży i rankiem 25 lipca wyruszyliśmy z karawaną do góry. Tego dnia dotarliśmy do obozowiska „Pamirców”, które położone jest na wysokości ok. 3950 m, stamtąd nie biegnie już żadna droga, zatem ładunki do naszej bazy docelowej musieliśmy wnieść sami. 27 lipca założyliśmy bazę główną na wysokości ok. 4500 m, a kolejne dwa dni zajęło nam przeniesie tam całego bagażu.

Akcja w rejonie lodowca Nishgar

30 lipca wyruszyłem samotnie na rekonesans wzdłuż doliny w kierunku wschodniego lodowca Nishgar. Przy okazji zabrałem część sprzętu, wynosząc go do góry. Niestety, z powodu nagłego pogorszenia się warunków pogodowych (burza), zdecydowałem się na odwrót. Nie dotarłem do przełęczy, z której chciałem ocenić możliwość zejścia na lodowiec. Następnego dnia, tym razem już w komplecie, ponownie udaliśmy się na “zwiady” w tym samym kierunku.

Gdy doszliśmy do przełęczy ukazała się przed nami fantastyczna panorama gór wznoszących się nad lodowcem. Niestety zejście tamtędy było w zasadzie “jednokierunkowe”, w związku z czym nie zdecydowaliśmy się na tą drogę. Postanowiliśmy jednak zostać na miejscu i przenocować na przełęczy (5300 m), w celach aklimatyzacyjnych. W związku z zaistniałą sytuacją i zbliżającym się powrotem Olka do kraju, postanawialiśmy spróbować wspiąć się na pobliski szczyt Leningrad (6222 m). 1 sierpnia zeszliśmy do bazy i przygotowaliśmy się do ponownego wyjścia w górę. Kolejny dzień przyniósł jednak załamanie pogody i wstrzymał nasze plany. Po dniu odpoczynku, 3 sierpnia, wyszliśmy w kierunku Piku Leningrad. Po kilku godzinach wspinaczki nieprzyjemnym zboczem, dotarliśmy w okolice grani szczytowej, namiot rozbiliśmy na wysokości 5500 m, z którego rano ruszyliśmy w kierunku szczytu. Mniej więcej w dwie godziny po wyjściu, z powodu złego samopoczucia, z dalszej wspinaczki rezygnował Tomek. Razem z Olkiem kontynuowaliśmy wejście, jednak w niedługim czasie również i on zrezygnował z dalszego podchodzenia. Zdecydowałem się na samodzielną próbę, ale dość szybko, z racji dużej kruszyzny skały, podjąłem decyzję o odwrocie. Nasze wejście zakończyło się na wysokości ok. 5900 m, tego dnia wszyscy wróciliśmy do bazy głównej.

5 sierpnia zwinęliśmy nasz obóz i zaczęliśmy zejście do wioski, dla Olka był to koniec wyprawy. My zaś planowaliśmy przedostać się do sąsiedniej doliny i tam szukać jakiejś odpowiedniej trasy pod górę. Zejście po stromych piargach okazało się uciążliwe (schodziliśmy nową drogą), zwłaszcza z ciężkimi plecakami. Do wioski dotarliśmy dopiero następnego dnia rano. Nieoczekiwanie na wyjazd razem z Olkiem zdecydował się również Tomek. Pomimo tego zdecydowałem się zostać w górach. Jeszcze tego samego dnia zrobiłem szybkie przepakowanie, wydzieliłem jedzenie na 6 dni i pozbyłem się zbędnych rzeczy. Depozyt udało mi się zostawić w domu u jednego z miejscowych gospodarzy. Wieczór spędziłem na analizowaniu mapy, a następnego dnia skoro świt ruszyłem ponownie w góry. Bezpieczne zejście do doliny Nishgar znalazłem dopiero nazajutrz. Czas szybko uciekał, a mi do wyjazdu zostało go zdecydowanie za mało, żeby myśleć o samotnej próbie wejścia na szczyt. Na taki krok i tak bym się pewnie nie zdecydował, ze względu na konieczność podejścia kilku kilometrów rozszczelnionym lodowcem.

Postanowiłem zatem wykorzystać ten czas na rozpoznanie terenu i wykonanie dokumentacji fotograficznej. Swoją bazę w Dolinie Nishgar ostatecznie zwinąłem 11 sierpnia, a pięć dni później byłem już w kraju.  Podsumowanie i plany na przyszłość- wyprawę, pomimo faktu, że nie udało się nam osiągnąć głównego celu, uważamy za udaną. Wyjazd ten umożliwił nam zdobycie cennego doświadczania podczas prowadzenia akcji w terenie rzadko uczęszczanym. Ze względu na niewielką ilość dostępnych informacji na temat obszaru, nasza działalność miała w wysokim stopniu charakter eksploracyjny.

Cel na kolejny wyjazd jest zatem ustalony, mamy tylko nadzieję, że podczas ponownej próby będziemy mieli nieco więcej szczęścia. Podziękowania Uczestnicy wyprawy serdecznie dziękują wszystkim, którzy zechcieli wesprzeć nasz projekt, Klubowi Wysokogórskiemu Warszawa oraz firmie Yeti. Szczególne zaś podziękowania chcielibyśmy złożyć sklepowi górskiemu Weld.pl za pomoc przy dostarczeniu sprzętu.

Arek Pawłowski

autor zdjęć oraz relacji

ten post był modyfikowany 10 lipca 2018 12:44

Maciek Smolnik: Z górami i skałami miałem kontakt od najmłodszych lat. Jako dziecko często odwiedzałem góry w celu jazdy na nartach. Po kilku latach pojawiły się wakacyjne wyjazdy w skały. Od kilku sezonów umiejetności zdobyte podczas jazdy po stoku, staram się także wykorzystać w jeździe pozatrasowej. Treningi zacząłem w roku 2005, gdy po wyjeździe do Chamonix złapałem bakcyla na wspinanie sportowe. Na początku września rozpocząłem treningi na niewielkiej, prywatnej ścianie wspinaczkowej w Dąbrowie Górniczej. Od tego czasu staram się systematycznie trenować na ścianie, a latem możliwie często odwiedzać skały. Ze względu na bliskość jestem częstym bywalcem Jury Krakowsko - Częstochowskiej, gdzie udało mi się pokonać wiele ciekawych dróg. Kilkakrotnie odwiedziłem także zagraniczne rejony wspinaczkowe m.in. Frankenjurę, Arco, Zillertal, wyspę Hvar oraz Gorges du Tarn. Moim ulubionym rejonem wspinaczkowym jest zdecydowanie Frankenjura. Każdy pobyt na Franken związany jest z odwiedzeniem fantastycznych skał oraz mile spędzonym czasem przy wyśmienitym piwku ze znajomymi . Charakter wspinania tego rejonu już od pierwszego pobytu niezwykle przypadł mi do gustu. Jeżeli chodzi o naszą Jurę to zazwyczaj nie wybrzydzam co do wyboru rejonu. Moim zdaniem jednak najlepsze skały Jury znajdują się na Jurze Północnej. Moja aktywność wspinaczkowa nie ogranicza się jedynie do wspinania z liną. Od kilku lat jestem ogromnym entuzjastą bulderingu. Podczas swojej kariery wspinaczkowej udało mi się odwiedzić wiele rejonów m.in. Brione, Chironico, Zillertal, Silvretta, Bor oraz Ostas.

Ta strona używa cookies